tęsknota
na warszawskich przedmieściach szaroburym dworcu
w szarobury dzien
otoczona szarymi ludzmi
zamotana w bury płaszcz
zatrzymałam się w chwili
tu i teraz
tu i teraz
dotknęłam koniuszkiem palców nieba
rozświetlone tysiącem uśmiechówniętych aniołów
pozdrawiało Boga
jestem
niespodziewanie przychodzi
lśniąca obecność
zanurza w sobie
przenika
muska czule serca
spogląda niebem nachylonym do mnie, tuż obok
bliżej
jakby chciała ze mną zatanczyć
blisko lecz cofnięta
blisko lecz cofnięta
czeka
jeszcze nie teraz
obiecuje ze niedługo
jest
wiec ja jestem
nie biegnę
wszystko dojrzeje
wstanę i ogladać się już nie będę
cała jego
wolna
i tancząca lekko
z usmiechem
z usmiechem
tu i teraz
na zawsze
wiecznie
nie z tobą, mężu
niestety
nie z tobą, mężu
niestety
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz